Odwiedza nas 13 gości oraz 0 użytkowników.
Mrągowo 2011Jubileuszowo, czyli nihil novi w Mrongovi
„Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz...” – śpiewał swego czasu countrowy zespół Percfect, dając jednocześnie dobrą receptę na napisanie wyważonej notatki o Pikniku Country. Emocje! Tyle ich było! Dnia pierwszego pod wodzą Panów Pacudy i Sztompke odświeżyliśmy szlaki z Whiskey River, polecieliśmy na skrzydłach wraz z Alicją, wysłuchaliśmy uparcie idących do celu muzyków i wokalistów z Next Generation, pobujaliśmy się na Hamaku i pooglądali, jak Rodeo ubarwia tańcem dźwięki płynące z głośników.
Po raz pierwszy emocje zagrały przy świetnie przygotowanym występie Alicji i Koalicji z gościnnym udziałem fantastycznej Gabrysi Mycielskiej (niestety, bez swej kapeli Fayerwerk). Miło było posłuchać obu Dam polskiej sceny country (popatrzeć równie przyjemnie było), kiedy rozkręcały mrągowską widownię. Wisienka na torcie (jakże smacznym) to pląsy grupy Applejack – też było na czym (kim) oko zawiesić. No i sam Lonstar znakomicie, klimatycznie i smacznie. Nashvillskie koneksje, to umiejętność łączenia tradycji z nowoczesnością, po których miałem wrażenie, jakobym najadł się do syta w najlepszej restauracji. Kolejna fala uczuć rozmaitych zalała nas, gdy rozpoczęto konkurs na nową piosenkę country. Oj, działo się! Kto miał swego faworyta, wie ile kosztuje trzymanie zań kciuków... Zwycięzcom gratulujemy, a osobiście wyróżniamy Marysię Gorajską, której piosenka wpada w ucho, czepia się włosów i nijak odpędzić się nie da oraz Krysię Mazur góry przenoszącą. Osobne zdanie należy się ode mnie The Trace – wprost uwielbiam połykać energię, jaką emanują ze sceny! Brawo!
Dzień drugi finałem na hit 30-lecia stał, chciałoby się rzec, jednak zawsze ktoś musi do kawy dodać cukru, a do piwa soku... „Wszystkie drogi...” wygrały w cuglach, ale jak wygrać nie miały? To tak, jakby w konkursie na pieśń patriotyczną nie triumfował Mazurek Dąbrowskiego. Ciekawe, jaki utwór był na drugiej pozycji, czyli kto zwyciężył de facto (piosenka Czarka Makiewicza jest poza konkurencją!). Mimo to, emocji i tego dnia nie zabrakło – dobrze, iż kurz zdążył osiąść na wspomnieniach, bo żałowałbym, „że nie można mocą żadną wykrzyczanych cofnąć słów”. Właśnie! Ania Wyszkoni... Tej Pani nie bardzo się chciało (a może zbyt mała motywacja finansowa tu zagrała?) przygotować coś wybitnego na Jubileusz festiwalu, którego gościem była ku utrapieniu publiczności. Ta sama piosenka („Piece of my Heart”), co śpiewana trzy lata wcześniej i ograny hit, ot dokonanie niebywałe. Ech, emocje! „W milczeniu białych, haniebnych flag...” zagrał cztery utworki Perfect i miałem wrażenie, iż prędko chciał zmykać z barykady widząc reakcję countrowej części widowni. A miało być tak pięknie, bowiem w planach przedpiknikowych było coś o aranżowaniu piosenek grupy na countrowo i udziale „jakichśtam” gwiazd country... Pewnikiem wyzwanie przerosło ową potęgę i nie zezwoliło „podobnym być do skały”. Jeszcze tylko Grupa Furmana opętała nas kolejny raz niczym demon z piekła rodem, jeszcze tylko Honky Tonk Brothers zagrali z „czadem”, choć przewidywalnie, jeszcze tylkoTomek Szwed oddał (tylko po co?) swój czas gościom, a my „posypawszy solą ból”, po tymże ugoszczeniu, pogalopowaliśmy ku uciechom nocy mrągowskiej.
Ciekawostka: dopiero po 16-tu latach Alicja poznała osobiście autora tekstów "Nie chcę być aniołem" i "Mam kilometrów paranoję" Pawła Gabłońskiego. ![]()
Pod przewodem Panów Pacudy i Dudkowskiego (konferansjerka w wykonaniu tegoż to coś miłego dla ucha) rozpoczęliśmy countrową niedzielę. Był Country Band Mrągowo, była Droga na Ostrołękę, nie było emocji. Uśpieni nudą dobywającą się z głośników obudziliśmy się w środku niesamowitego wydarzenia, w oku cyklonu! Ech! Kto akurat poszedł na piwo, niechaj żałuje! Jak sama Alicja powiedziała: „Pięęęęęęęęęęęęęknie, Asi Gołombiewskiej udało się mnie zmiękczyć, nie miała litości w piosence Na stawigudzkim polu.” Pociekły łezki. Musiały, taki ładunek emocjonalny, odpalony w widza robi dziury w duszy! Piękne, białe przaśne koszule, cudowne aranże pieśni ludowych, podrasowane oryginalne teksty (psiakno ta warnijsko godka!!!), pląsająca, zgrabna Asia z głosem, jakby specjalnie stworzonym do tego projektu i niepospolity Gawędziarz Edward Cyfus... I muzyka, Muzyka! I po tym wszystkim... „Jak posąg pychy...”, niestety nie samotnie, stanęły na scenie, a mnie ością w gardle, kabarety różne, znane, mniej znane, jednakoż tak samo żenujące w przekazywanych treściach (wyróżnię Pana Kryszaka i jego smrodliwe treści – ten to wysiłku włożył w skecz!). Rudi z Wałów pokazał wała (przepraszam za wyrażenie) publiczności i o wodzie pośpiewał, bo mu pewnie Mrągowo kojarzy się jeno z rybakiem i ratownikiem na plaży (czy ktoś mu powiedział, na jakim jest festiwalu?) – „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym...
...wśród tandety lśniąc jak diament” – i tak się działo każdego wieczora, gdy muzycy i wokaliści uciekali na Plac Cezara, by ku uciesze ortodoksów większych i mniejszych nakręcić siebie, a innych nasycić czystym country pod dachem pewnej przyczepy.
I po bitwie już. Teraz pozbierajmy niedobitków i doceńmy walecznych niedocenionych. Przepustka do Mrągowa jest przepustką na wyrost. Laureaci tejże nie przekonują, iż są nową siłą polskiego country, laureaci po prostu są. Asia Cieśniewska poprawnością grzeszy, nieco lepiej wypadają Shantymentalni, bo... oryginalni. Bez szału i bengalskich ogni. Niedzielne kabarety samym swym repertuarem wzbudzają śmiech (ja przepraszam, co ma wspólnego ginekologia z Łowcami na Dzikim Zachodzie?) i za to można je cenić! A obsadzenie klakierami polsatowskimi pierwszych pięciu rzędów – rzekomo dla VIP-ów, to numer już przekomiczny! Majstersztyk. (Owa stacja boi się obaczyć postaci odwrócone tyłem, jako już bywało na Pikniku? – nauka w las nie chadza...) Marysia Gorajska, wygrywająca siedmiowspaniałowy konkurs przed rokiem nie dostała cienia szans na autorski popis. Zgroza! Gabrysia Mycielska wspaniale reprezentująca nas w X-Factor, finalistka tegoż, musiała jedynie towarzyszyć Ali podczas jej koncertu. Zatrważające!
Chciałoby się być obecnym w trzech (najmniej!) osobach, by doświadczyć tego, co oferuje Mrągowo podczas dni Festiwalu, jednak cudowne rozmnożenie nie jest naszym atutem, dlatego z żalem słuchamy jak było, tam, gdzie nas nie było. Mimo to, spotkaliśmy, kogo spotkać chcieliśmy, populsowaliśmy nie tylko muzycznie, ale i towarzysko i choć błagaliśmy Matkę Naturę, czas nie stanął w miejscu. Popłynęliśmy przez Wielki Babilon... „Nim się ogień w nas wypali...” Robert "Sarmata" Karolewicz A oto Mrągowo widziane oczyma naszego Przyjaciela, sławetnego Teachera.
|